Etykiety

Archiwum

Statystka

tekst

Opowiadanie z gatunku science fantasy z domieszką urban fantasy.
W opowiadaniu mogą pojawiać się przemoc, tematy kontrowersyjne i wątki LGBT.

Rozdziały: 9/?
Stan: w trakcie

czwartek, 26 kwietnia 2018
By

Rozdział ósmy

    — To wiele zmienia — powiedział później Kaart, kiedy wreszcie dotarli do jego laboratorium.
    Vaan z ulgą powitał tę chwilę wytchnienia. Starając się niczego nie zabrudzić, oparł się o jeden z nieskazitelnie białych stołów. Nieudolnie próbował zamaskować swój ciężki oddech. Jego pierś znów pulsowała bólem.
    Laboratorium nie było szczególnie duże, pracowało w nim zaledwie kilka osób. Dwa długie stoły stały na środku sali, niczym nie zastawione. Pod jedną ze ścian stały dwa mniejsze, na jednym z nich znajdowała się waga, na drugim zaś mikroskop. Były tu też drzwi, prowadzące do pomieszczenia, które Vaan doskonale znał, bo odwiedzał je co roku w dzień swoich urodzin.
    Starał się nie patrzeć w tamtą stronę.
    — Co ma pan na myśli? — zapytał Byrion, krążąc po laboratorium i rozglądając się z zainteresowaniem.
    — Od początku sądziłem, że choroba nie była całkowicie naturalna, ale to, co dzisiaj widzieliśmy... — Kaart pokręcił głową. — To sugeruje, że to tak naprawdę nie jest nawet choroba. Że ktoś zabija tych ludzi i kradnie ich kolory.
    Vaan zmarszczył brwi, przysłuchując się rozmowie. Owszem, sądząc po tym, co widzieli wcześniej, słowa naukowca wydawały się prawdziwe, ale... Ilu w takim razie musiało być atakujących? Jakim cudem w przeciągu jednej nocy zdołali wybić jedną trzecią mieszkańców Adaklu? Może mieli jakąś broń? Aż przeszły go ciarki na tę myśl.
    — Ten człowiek był martwy, zanim go znaleźliśmy — powiedział, nie wypowiadając swoich obaw na głos. — Ale ktoś wiedział, gdzie szukać ciała...
    Naprawdę nie wiedział, co o tym sądzić.
    — Musimy się tym przejmować? — jęknął Byrion. — To nie nasza sprawa. Po co w ogóle tu przyszliśmy? Powinniśmy szukać Any i uciekać z miasta! Tu od razu nas znajdą!
    Niestety, mógł mieć rację. Kiedy tylko do władz dotrze informacja o tym, co stało się w domu Kaarta, laboratorium będzie pierwszym miejscem, które sprawdzą. I tym razem przyjdzie im się zmierzyć z więcej niż dwiema osobami, tego Vaan był pewien.
    — Tak, musimy uciekać, ale Vaan daleko nie ujdzie w tym stanie. Muszę najpierw zupełnie pozbyć się obcego koloru z jego ciała.
    — Aha. Okej — powiedział Byrion. — To niech się pan pospieszy, dobra? Chcę się stąd wynieść jak najszybciej.
    — Nie tylko ty — burknął Vaan, ale ugryzł się w język, żeby nie powiedzieć czegoś więcej. Czegoś niezbyt miłego. Rozumiał Byriona. On też się niecierpliwił i bał. — Możemy się tym zająć? — zwrócił się do Kaarta.
    Choć podejrzewał, że sam proces nie będzie przyjemny, Vaan nie mógł się doczekać, kiedy wreszcie pozbędzie się z siebie obcego koloru i towarzyszącego mu nieustającego bólu.
    Naukowiec skinął głową.
    — Chodź za mną. A ty niczego nie dotykaj. — Pogroził Byrionowi palcem i zaprowadził Vaana do drugiego pomieszczenia.
    Stał tam fotel, przypominający fotel dentystyczny, a także stół operacyjny, na którym Kaart przeprowadzał ceremonię nadania koloru. Vaan niemal wzdrygnął się na jego widok, ale, na szczęście, naukowiec polecił mu usiąść w fotelu, co chłopak zrobił z niejaką ulgą.
    Kaart grzebał przez chwilę w szafkach, szukając odpowiedniego sprzętu, Vaan zaś zamknął oczy, pozwalając sobie nieco odpłynąć. Dopiero teraz poczuł, jak bardzo był wykończony. Został postrzelony i zaatakowany cudzym kolorem, potem musiał uciekać i walczyć o życie z dwiema przeciwniczkami... To zdecydowanie był najgorszy dzień jego życia. Zasługiwał na chwilę odpoczynku.
    Do rzeczywistości powrócił, kiedy Kaart delikatnie chwycił jego ramię. Vaan otworzył oczy i skrzywił się, na widok strzykawki z wielką igłą. Świetnie, pomyślał. Nie lubił igieł. Zbyt często go nimi kłuli. Postanowił jednak nie marudzić. Kaart robił to dla jego dobra.
    — To zaboli — ostrzegł mężczyzna. — Może ci się zakręcić w głowie, możliwe nawet, że zemdlejesz. To całkowicie normalna reakcja.
    Vaan słabo pokiwał głową.
    — Okej.
    — Gotowy?
    — Bardziej już nie będę.
    Kaart wbił igłę w jego żyłę. Vaan zacisnął mocno powieki, czując jak żołądek podchodzi mu do gardła. W jego ciele coś się zagotowało i zawirowało, wzmagając mdłości.
    Przez chwilę, a może nawet dłużej — stracił poczucie czasu — miał wrażenie, jakby ktoś przytknął do jego ramienia odkurzacz, wysysając z niego... coś. Obcy kolor. Uczucie wysysania nagle jednak ustąpiło, zastąpione przez pieczenie. A potem również to ustało.
    Vaan spróbował otworzyć oczy i odkrył, że świat wokół niego wiruje. Jęknął i na powrót je zamknął, nie chcąc zwymiotować.
    — W porządku? — Usłyszał głos Kaarta.
    Nie ufając sobie na tyle, żeby otworzyć usta, pokiwał tylko głową.
    — Dobrze. Odpocznij chwilę. Zaraz wrócę, sprawdzę tylko, co robi ten idiota.
    Kiedy wyszedł, Vaan znów otworzył oczy. Oddychał głęboko, starając się uspokoić szaleńcze bicie serca. Świat, na szczęście, przestał już się kręcić.
    Kaart, gdy wrócił, pomógł mu się podnieść i zaprowadził go do głównego pomieszczenia. Pod Vaanem nieco uginały się nogi, ale i to wkrótce przeszło. Po kilku minutach czuł się, jakby nic się nie stało, pomijając wciąż obecny ból w piersi.
    — Dziękuję. — Chłopak z wdzięcznością uśmiechnął się do naukowca. — Jest o wiele lepiej.
    Kaart również się uśmiechnął.
    — Cieszę się.
    — Czyli już wszystko z tobą okej? — zainteresował się Byrion i zmierzył go wzrokiem. — Dalej wyglądasz, jakbyś zaraz miał paść trupem.
    Vaan przewrócił oczami.
    — Dzięki. Co robisz? — Zmarszczył brwi, wskazując na telefon w dłoni chłopaka. — Chyba nigdzie nie dzwonisz? Przecież mogą nas namierzyć!
    Byrion zaczerwienił się lekko.
    — Ja tylko... I tak wiedzą, gdzie nas szukać! Nie muszą nas namierzać! Próbowałem dodzwonić się do Any!
    Vaan błagalnym wzrokiem spojrzał na Kaarta, ale mężczyzna tylko wzruszył ramionami.
    — Ma rację. Oni, kimkolwiek są, na pewno wiedzą, gdzie jesteśmy. Nie wydaje mi się, żeby korzystanie z telefonów, póki tu jesteśmy, stwarzało zagrożenie.
    Vaan westchnął. Może i mieli racje. Nie chciał się z nimi kłócić. Zamiast tego, spojrzał na swoje zakrwawione ubranie i skrzywił się.
    — Nie ma pan może tutaj jakichś zapasowych ubrań? — zapytał Kaarta. — Mam już dość tej zakrwawionej pidżamy.
    Mężczyzna pokręcił głową, ale zastanawiał się chwilę.
    — Ubrań nie mam, ale mogę ci dać fartuch, żebyś chociaż to zakrył.
    — Niech będzie i to. — Vaan nie mógł się skarżyć.
    Z wdzięcznością przyjął fartuch i, dopiero kiedy go założył, zauważył, czyje imię widniało na plakietce na piersi.
    — Mam nadzieję, że Alla nie będzie miała nic przeciwko — powiedział cicho.
    Alla... Czy żyła jeszcze? A co, jeśli ją dopadli, ze względu na jej znajomość z Vaanem? Jeśli spotkał ją ten sam los, co jego rodzinę? Nie chciał nawet o tym myśleć.
    Jego wzrok padł na telefon w rękach Byriona. To był zły pomysł, Vaan zdawał sobie z tego sprawę. Ale i tak musiał spróbować.
    — Czy mógłbym... — Odchrząknął, czując nagłą suchość w gardle. — Mógłbym na chwilę pożyczyć twój telefon?
    Byrion spojrzał na niego pytająco, Kaart jednak zrozumiał.
    — Chcesz zadzwonić do Alli. Vaan...
    — Chcę się tylko dowiedzieć, czy nic jej nie jest.
    — A jeśli nas zdradzi?
    Vaan potrząsnął głową. Alla nigdy by tego nie zrobiła, prawda?
    — Co zdradzi? — powiedział. — Że przeżyłem? Że jestem w laboratorium? Przecież i tak już to wiedzą.
    Wyciągnął rękę po telefon. Byrion wahał się tylko przez chwilę, a potem mu go podał.
    Vaan odszedł na kilka kroków i wpisał numer do Alli, który doskonale pamiętał, choć użył go do tej pory tylko raz. Dłonie mu nieco drżały i Vaana dopadły wątpliwości. Czy to na pewno dobry pomysł? Dzwoniąc do Alli mógł narazić ją na niebezpieczeństwo. Ktokolwiek ścigał jego, mógł także pójść po nią. Zabić ją.
    Zanim Vaan zdążył się zdecydować, telefon Byriona zaczął nagle wibrować. Vaan niemal upuścił go, zaskoczony.
    Na ekranie wyświetliło się imię i zdjęcie doskonale znanej mu osoby.
    Dzwoniła Anaixa. 
--------------------------------------
...
Halo? Jest tu jeszcze ktoś? Nie było mnie tu od... trzech miesięcy? Chyba jakoś tak. Ale wracam z nowym rozdziałem, dopadła mnie wena ;D 
Przepraszam, że jest taki krótki i przepraszam, za moją nieobecność. Pewnie to nie jest coś, na co czekaliście. 
Muszę przyznać, że straciłam trochę wenę, co do „Bezbarwnego”. Choć opowiadanie dopiero się rozpoczyna, ja już myślę o rzeczach, które chciałabym poprawić, przez co ciężko mi pisać. Postaram się jednak dociągnąć je do końca, zanim zacznę to robić. 
Obiecuję, że nie porzucę tego opowiadania. 
Następny rozdział pewnie za kolejne trzy miesiące. Ale kiedyś będzie ;D

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

© Design by Agata for WS. Scroller, pattern.