Etykiety

Archiwum

Statystka

tekst

Opowiadanie z gatunku science fantasy z domieszką urban fantasy.
W opowiadaniu mogą pojawiać się przemoc, tematy kontrowersyjne i wątki LGBT.

Rozdziały: 9/?
Stan: w trakcie

sobota, 16 września 2017
By

Rozdział czwarty

    Vaan zerwał się na równe nogi, kiedy tylko zorientował się, co się stało, i rzucił ku drzwiom, zataczając się. Nie wiedział, co się stało, czemu ten człowiek do niego strzelił, ale to nie miało w tej chwili znaczenia.
    - Pomocy! - zawołał, wypadając na korytarz.
    Z rozpędu wpadł na balustradę i przytrzymał się jej, żeby nie upaść. W głowie mu się kręciło, tracił coraz więcej krwi, ale to nie było najgorsze. Nie, najgorsze było to, że czuł, jakby w jego klatce piersiowej coś ożyło i teraz rozchodziło się po jego wnętrzu, jak robaki.
    Czarny, pomyślał Vaan. Albo biały. Ten, kto go postrzelił, musiał być jednym z nich. Tylko oni mieli zdolności do wnikania i kontrolowania ciał żywych organizmów.
    W domu panowała niemal dzwoniąca w uszach cisza. Nikt nie zareagował na wołanie Vaana. To przeraziło chłopaka jeszcze bardziej. Czyżby wszyscy już nie żyli? Czy był ostatnim celem zabójcy?
    Oddychając z trudem, zatoczył się w stronę pokoju Anaixy i dosłownie padł na drzwi. Załomotał w nie pięścią najmocniej jak w potrafił, ale nie doczekał się odpowiedzi.
    Z sercem bijącym szybko nie tylko z powodu utraty krwi, nacisnął klamkę i pchnął lekko. Drzwi okazały się otwarte i Vaan niemal wpadł do środka. Udało mu się jednak utrzymać na nogach.
    - Ana? - zapytał słabo, macając ścianę w poszukiwaniu włącznika światła.
    Kiedy wreszcie udało mu się go znaleźć i pokój zalało światło, okazało się, że nikogo w nim nie było. Vaan tylko częściowo odetchnął z ulgą. Skoro Anaixy nie było w jej pokoju, to gdzie była? I dlaczego zniknęły wszystkie jej rzeczy?
    Przed oczami mu pociemniało, więc oparł się o ścianę, oddychając ciężko. Zsunął się na podłogę, kiedy nogi nie mogły go dłużej utrzymać. Umrę, uświadomił sobie. Myśl ta nie napełniła go nawet w połowie takim przerażeniem, jakim powinna.
    Telefon, pomyślał zamroczony Vaan. Potrzebuję telefonu.
    Niestety, to znaczyło, że musiał wrócić do siebie, a w tej chwili poruszanie się stanowiło nieprzyjemną perspektywę.
    Zmusił się do ruchu, jęcząc z bólu, i jakoś udało mu się doczołgać z powrotem do swojego pokoju, zostawiając za sobą krwawy ślad. Na drżących nogach podniósł się, włączył światło i chwycił z biurka telefon. Trzęsącymi się dłońmi wybrał numer do Kaarta.
    Vaan starał cię czekać cierpliwie, ale nikt nie odbierał. Dlaczego? Czy Kaart wciąż był zajęty? A może jego też dopadli i zabili? Co, jeśli wszyscy już nie żyli? Co, jeśli Alla...
    Chłopak osunął się bezwładnie na łóżko i pozwolił, żeby telefon wypadł z jego dłoni. Wydał nieprzyjemny dźwięk, upadając na podłogę. Vaan niemal roześmiał się, myśląc o tym, jak potraktowałby go ojciec, gdyby dowiedział się, że zniszczył coś tak drogiego.
    Czyli w ten sposób umrę, pomyślał Vaan, czując nagły spokój. Nigdy by nie zgadł, że spotka go taki koniec. Spodziewał się raczej, że zginie podczas jednej ze swoich prób uzyskania koloru albo ojciec postanowi wykorzystać na nim Prawo Śmierci. Los potrafił go jednak czasem zaskoczyć i to w bardzo nieprzyjemny sposób.
    Vaan nie bał się śmierci, był na nią gotowy. Jego życie i tak nigdy nie miało sensu - nikt go nie lubił, jego rodzina wręcz go nienawidziła. Może więc lepiej się po prostu poddać. Przestać walczyć. Bo po co? Co dałoby mu dalsze życie? Przyniosłoby ze sobą tylko więcej cierpienia. A Vaan już wystarczająco się nacierpiał.
    Z tą myślą chłopak zamknął oczy, postanawiając czekać.
    Jednak do jego umysłu wkradły się nieproszone myśli: Ktoś chciał mnie zabić. Dlaczego? Nie zrobiłem nic złego, to niesprawiedliwe. A jeśli tak po prostu umrę, być może nigdy nie złapią tego, który mnie zabił.
    Gdzie jest moja rodzina? Dlaczego zniknęli? Porzucili mnie, czy ich porwano? Dlaczego?
    Czy naprawdę mógł umrzeć, nie znając odpowiedzi na te pytania?
    Ale co innego mu pozostawało? Wykrwawiał się, a Kaart nie odbierał telefonu. Może powinien zadzwonić do Alli, z pewnością by mu pomogła, o ile jeszcze żyła...
    Ach, Alla, pomyślał. Nigdy już jej nie zobaczę. Nigdy nie powiem jej, co do niej czuję. Może tak będzie lepiej. Zasługuje na kogoś lepszego... Kogoś z pięknym kolorem, kto da jej wspaniałe życie, pełne radości. Kogoś, kto będzie traktował ją jak Córkę Losu, kochał, szanował i obdarowywał prezentami przy każdej okazji...
    Vaan otworzył nagle szeroko oczy. Prezent. Noże od Alli. Wciąż leżały schowane w pudełku pod jego łóżkiem. Miały w sobie czarny dym. Czy mógłby go jakoś użyć?
    Z jękiem stoczył się na podłogę i sięgnął po czarne pudełko schowane pod łóżkiem. Trzęsącymi się dłońmi otworzył je i wyciągnął jeden z eleganckich noży.
    Nerwowo pomacał rękojeść, dopóki nie wyczuł pod palcami małego przycisku. Wcisnął go i z powstałej szczeliny zaczął sączyć się gęsty, czarny dym.
    Ale jak zmusić go do posłuszeństwa?, pomyślał Vaan, patrząc, jak substancja wznosi się w górę, a potem zaczyna krążyć. Zachowywała się, jakby miała własny umysł. W innych okolicznościach, chłopaka mogłoby to zafascynować. Teraz jednak bardziej interesowało go, jak ocalić własne życie.
    W nożu pozostała resztka koloru. Vaan potrząsnął nim tuż przed swoją klatką piersiową, licząc, że to pomoże. Niestety, dym natychmiast uleciał ku górze, dołączając do reszty.
    Vaan patrzył, jak dym krąży po pokoju, dotykając wszystkiego po kolei. Na szczęście, trzymał się z daleka od okna, które napastnik pozostawił otwarte. Gdyby kolor wydostał się na zewnątrz, przepadłaby jedyna szansa na ocalenie życia Vaana. Chłopak nie mógł na to pozwolić.
    Cholera, pomyślał Vaan, zrywając się na równe nogi. W głowie zakręciło mu się jeszcze bardziej, świat pociemniał, a sam chłopak zatoczył się do tyłu, obijając boleśnie o biurko. Mimo to, podążył w stronę koloru.
    Wyciągnął rękę i sięgnął w stronę unoszącego się w powietrzu dymu. Substancja zawirowała i otoczyła jego ramię, wspinając się po nim jak wąż. Vaan wzdrygnął się, kiedy dotarła do rany na piersi i wniknęła do środka.
    Przeszedł do nieprzyjemny dreszcz, na ramiona wstąpiła gęsia skórka. Żołądek podszedł mu do gardła, chłopak zgiął się w pół i zwymiotował białawą substancję. Zaniósł się kaszlem, a z jego ust uleciał biały dym.
    Vaan zachwiał się nagle i opadł na podłogę. Zanim świat spowiła ciemność, chłopak zobaczył biały dym, unoszący się z jego piersi.

    Vaan nie wiedział, jak długo był nieprzytomny. Kiedy otworzył oczy, na zewnątrz wciąż panowała względna ciemność, ale słońce powoli wstawało, a świat budził się do życia, o czym świadczyło irytujące ćwierkanie ptaków.
    Vaan podniósł się do pozycji siedzącej i jęknął. Rana po kuli boleśnie piekła i swędziała. Nadal nie była zagojona - chłopak wiedział, że czarny dym nie posiadał możliwości leczenia. Mógł tylko powstrzymać krwawienie i utrzymać go przy życiu.
    Vaan musiał jak najszybciej dostać się do lekarza. Dlatego zmusił się, żeby wstać z podłogi i, wciąż zataczając się, opuścił swój pokój. Wziął ze sobą noże od Alli - część czarnego dymu do nich wróciła, więc z pewnością mogły się jeszcze przydać.
    W domu wciąż panowała martwa cisza, przerywana jedynie przez ciężkie kroki Vaana. Przytłaczała go, sprawiała, że czuł się jeszcze bardziej niechciany niż zwykle.
    Rozglądał się uważnie, ostrożnie schodząc po schodach. Cały czas miał wrażenie, że zaraz ktoś wyskoczy zza rogu i znowu go postrzeli. Próbował wytłumaczyć samemu sobie, że to tylko paranoja, że nic takiego się nie stanie, ale to nie pomagało. Poza tym, wcale nie był taki pewny, że miał rację.
    Co, jeśli niedoszły zabójca wróci, żeby sprawdzić, czy wszystko poszło zgodnie z planem? Nie znajdzie ciała, tylko krwawe ślady. Odpuści, czy będzie go ścigał?
    Vaan nie łudził się - doskonale znał odpowiedź. Musiał uciekać.
    A to znaczyło, że powinien jak najszybciej opuścić miasto.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

© Design by Agata for WS. Scroller, pattern.