Etykiety

Archiwum

Statystka

tekst

Opowiadanie z gatunku science fantasy z domieszką urban fantasy.
W opowiadaniu mogą pojawiać się przemoc, tematy kontrowersyjne i wątki LGBT.

Rozdziały: 9/?
Stan: w trakcie

sobota, 7 października 2017
By

Rozdział piąty

    Vaan miał wiele planów, ale szybko odkrył, że ich realizacja może być cięższa niż przypuszczał.
    Jego priorytetem było dostanie się do najbliższego lekarza. Znał jedną przychodnię, znajdującą się na obrzeżach Drugiego Koloretu, ale dojście tam niezauważonym sprawiłoby mu sporo problemów.
    Wiedział, że w drzwiach domu umieszczono czujnik, którego zadaniem było pilnowanie, by nikt nie wychodził na zewnątrz w czasie kwarantanny. To samo zrobiono ze wszystkimi oknami. Vaan był uwięziony. Jeśli tylko spróbowałby wyjść, służby pilnujące porządku przybyłyby go zatrzymać i aresztować.
    Jestem ranny, pomyślał. Chyba by to zrozumieli, prawda? Nie był jednak tego taki pewien.
    Musiał jednak wyjść. Nie wiedział, jak długo czarny dym będzie tamował krwawienie, utrzymując go przy życiu. Potrzebował czyjejś pomocy.
    Będę szybki, postanowił i skierował się do drzwi wyjściowych.
    Wyjrzał za zewnątrz. Na ulicy panowała przerażająca cisza i pustka. Ani śladu żywej duszy — żadnych ludzi czy zwierząt. Kolorowe budynki sprawiały ponure wrażenie, przytłaczając swoją obecnością. Wydawały się opuszczone.
    Jak się wydostali?, pomyślał Vaan o swojej rodzinie. Przecież musieli naruszyć zabezpieczenia, wychodząc. Czy próbowali uciec i ich złapano? A może zostali porwani, a porywacz znalazł sposób na ominięcie czujników?
    I jak niedoszły zabójca dostał się do pokoju Vaana? Wszedł przez okno, na którym niewątpliwie był czujnik. Musiał go uruchomić, wychodząc. Czemu w takim razie nie pojawiła się policja? Powinni przyjechać i aresztować...
    Vaanowi przyszła do głowy nieprzyjemna myśl. Ktoś musiał o tym wiedzieć. Ktoś na tyle wysoko postawiony, że mógł nakazać zignorowanie naruszenia kwarantanny. Ale kto? I dlaczego?
    Vaan potrząsnął głową. Potem, kiedy już jego życiu nic nie będzie zagrażało, zastanowi się nad tym. Teraz nie miał na to czasu.
    Wziął głęboki wdech — rana na piersi zapulsowała bólem — ścisnął mocniej nóż, gwałtownie otworzył drzwi i biegiem rzucił się przed siebie. Musiał znaleźć się jak najdalej od domu, zanim zjawi się straż.
    Szybko okazało się jednak, że bieganie, kiedy jest się postrzelonym, wcale nie należy do łatwych zadań. Już po kilku metrach Vaan zatrzymał się, dysząc ciężko. Całe jego ciało protestowało przeciwko wysiłkowi, przed oczami zrobiło mu się ciemno.
    Nie zorientował się, że upadł, dopóki nie zobaczył czyichś nóg tuż przy swojej głowie. Zamrugał i spojrzał w górę. Czy to policja? Już przyjechali, żeby go aresztować?
    — Vaan? — zapytał ktoś o znajomym głosie. — To ty? Co się stało, dobrze się czujesz?
    Vaan przetarł oczy i spróbował usiąść, co udało mu się z niemałą pomocą. Spojrzał na swojego wybawiciela, chłopaka o znajomej twarzy. Niewątpliwie był brązowym — ten kolor miały jego włosy, oczy oraz opalona skóra. Z troską przyglądał się Vaanowi, który wreszcie przypomniał sobie jego imię.
    — Byrion — powiedział. Chłopak Anaixy. — Co ty tutaj robisz? Dlaczego jesteś na zewnątrz? Oszalałeś?
    Byrion zignorował jego pytania.
    — Jak się czujesz? — zapytał, pomagając mu wstać. — Jesteś chory? — W jego głosie pobrzmiewała niemała obawa.
    — Nie, chyba nie, ja...
    — To krew?! — przerwał mu Byrion. — Co się stało?!
    Vaan przyjrzał się jego twarzy uważnie. Mogę mu zaufać?
    A miał jakiś wybór?
    — Ktoś mnie postrzelił. Nie wiem, kto to był. Muszę się dostać do lekarza!
    Byrion otworzył szerzej oczy i gwałtownie pokiwał głową. Chwycił Vaana pod ramię i ruszył przed siebie, ciągnąc go za sobą.
    — Szybko! Nie wiem, czy klinika będzie otwarta, ale ktoś musi tam być!
    Vaan z trudem nadążał — jego pierś płonęła bólem przy każdym ruchu. Nie zwolnił jednak — wiedział, że nie ma czasu do stracenia. Zacisnął tylko zęby i pozwolił, żeby Byrion go prowadził.
    — Co z Aną? — zapytał nagle. — Nic jej się nie stało?
    — Nie wiem, ona... — Vaan przełknął ślinę. — Zniknęła. Razem z resztą mojej rodziny.
    Byrion zatrzymał się nagle i obrócił w jego stronę.
    — Jak to, zniknęła? Co się stało? Ktoś ją porwał?!
    — Nie wiem. Możliwe. Wszyscy po prostu zniknęli.
    Byrion pokręcił głową.
    — Trzeba to zgłosić, mogło stać się coś strasznego. I to, że zostałeś postrzelony... — Przyjrzał się mu. — Ale najpierw zaprowadźmy cię do lekarza.
    Dotarcie do przychodni zajęło im kilka minut szybkiego — i, dla Vaana, bolesnego — marszu. Tam jednak okazało się, że w środku nikogo nie ma. Byrion zaklął głośno i walnął pięścią w ścianę budynku.
    — Przepraszam — mruknął.
    Vaan nawet nie poczuł się rozczarowany.
    — Wiedziałem, że tak będzie.
    — Zawsze taki ponury, co? — Byrion uśmiechnął się smutno. — Jak się czujesz?
    — Beznadziejnie, ale bez zmian. — Na szczęście, ból nie wzmagał się, a czarny dym zdawał z siebie wszystko, skutecznie tamując krwawienie. Ale jak długo to potrwa?
    — Nie wiem, co teraz robić — przyznał Byrion. — Znam inne przychodnie, ale też pewnie będą zamknięte. Jest kwarantanna.
    Vaan zastanowił się. Czy Kaart wrócił już do domu?
    — Chyba wiem, kto mógłby mi pomóc. Ale to daleko.
    — Damy radę. Ale musimy unikać głównych ulic — wiedzą, że opuściliśmy domy i pewnie nas szukają.
*
    Vaan niemal rozpłakał się z ulgi, kiedy na horyzoncie wreszcie pojawił się dom Kaarta. Ostatnie minuty były dla niego prawdziwą męczarnią. Czarny dym powoli przestawał działać, co potęgowało ból. Vaan jednak starał się nie narzekać. Jeszcze tylko kawałek, powtarzał sobie.
    W drodze próbował odwrócić swoją uwagę od bólu, zagadując Byriona.
    — Dlaczego w ogóle opuściłeś dom? To przestępstwo w czasie kwarantanny.
    — Ja... Chciałem zobaczyć, czy z Aną wszystko w porządku. Nie odbierała moich telefonów. Teraz wiem, dlaczego. — Zacisnął dłonie w pięści. — Ktoś ją porwał.
    Vaan wątpił w to. Podejrzewał raczej ucieczkę, ale zdecydował się nie mówić o tym Byrionowi. Chłopak i tak pewnie by mu nie uwierzył — brzmiał na całkowicie zapatrzonego w jego siostrę.
    — Znajdziemy ją i moich rodziców — powiedział cicho. — Ale najpierw wolałbym zająć się bardziej naglącymi sprawami.
    Teraz niemal rzucił się na drzwi Kaarta, waląc w nie pięścią. Nie wiedział, co by zrobił, gdyby mężczyzny nie było, ale najwyraźniej po raz pierwszy w życiu Los postanowił mu sprzyjać.
    Drzwi uchyliły się lekko i ukazała się w nich twarz naukowca. Mężczyzna zmarszczył brwi.
    — Vaan? Dziecko, co ty tu robisz? Czy to krew?
    — Proszę, wpuść nas — jęknął chłopak błagalnie.
    Kaart dopiero teraz zauważył Byriona, który uśmiechnął się głupkowato i pomachał mu. Naukowiec wahał się przez chwilę, ale w końcu uchylił szerzej drzwi i wpuścił ich.
    — Szybciej — ponaglił ich. — Macie szczęście, że czujniki wykrywają tylko wychodzących. Co się stało? — Ogarnął Vaana surowym spojrzeniem.
    Przeszli do salonu, gdzie Vaan z ulgą opadł na sofę i streścił wydarzenia ostatnich godzin. Kaart w tym czasie oglądał jego ranę, cmokając z niezadowoleniem.
    — Myślę, że dam radę coś z tym zrobić — powiedział w końcu. — Ale przydałaby się tu pomoc białego. To będzie bolało — ostrzegł.
    Vaan zacisnął dłonie w pięści, kiedy Kaart przyłożył dłoń do jego rany. Ciało chłopaka zadrżało, zalewane przez niekończące się fale bólu. Powstrzymał wzbierający mu w gardle krzyk, a kiedy otworzył oczy, odkrył, że nic nie widzi. Cały świat pokrywała ciemność.
    Wreszcie ból ustał, pozostawiając dziwne odrętwienie.
    — Vaan? Słyszysz mnie?
    Chłopak spróbował odpowiedzieć, ale nie mógł nawet otworzyć ust. Został sparaliżowany, niezdolny do poruszania się.
    Usłyszał, jak ktoś ciężko wzdycha.
    — To nie potrwa długo — zapewnił Kaart uspokajająco. — Za kilka minut powinno ci przejść. Leż spokojnie.
    Jakbym miał jakiś inny wybór, pomyślał chłopak, ale zastosował się do polecenia i nie próbował więcej poruszyć.
    Naukowiec miał rację — po kilku minutach paraliż zaczął ustępować, a świat odzyskał swoje barwy. Vaan natychmiast spróbował usiąść — wciąż nie czuł bólu — ale powstrzymały go czyjeś ręce.
    — Nie ruszaj się jeszcze — powiedział Kaart. — A przynajmniej niezbyt gwałtownie. Teraz powinieneś spędzić kilka godzin, odpoczywając.
    Kilka godzin! Nie miał na to czasu! Musiał dowiedzieć się, co stało się z jego rodziną. Nie, musiał uciekać z miasta!
    Usiłował zaprotestować, ale Kaart nie dał mu dojść do słowa.
    — Cicho — powiedział, kiedy tylko Vaan otworzył usta. — Musisz odpoczywać. Kładź się. Ty — zwrócił się do Byriona. — Pilnuj go. Ja zaraz wrócę.
    Byrion, do tej pory stojący w kącie, podszedł bliżej. Był bledszy niż zwykle i ze strachem przyglądał się Vaanowi.
    — To wygląda strasznie — powiedział. — Jak się czujesz?
    Vaan spojrzał na własną klatkę piersiową i aż zasyczał. Pośrodku wciąż znajdowała się mała, okrągła dziura po kuli, zaś wokół niej rozchodziły się czarne ślady, tworzące skomplikowane zawijasy. Chłopak dotknął jednego z nich.
    — Nic nie czuję — odparł. — W ogóle.
    — To chyba dobrze, nie?
    Vaan pokręcił głową.
    — Nie wiem. Pomóż mi usiąść.
    Kiedy wreszcie usiadł — zajęło to chwilę, bo Byrion zachowywał się tak, jakby Vaan miał rozpaść się na kawałki pod wpływem najlżejszego dotyku — rozejrzał się w poszukiwaniu swojej koszulki. Leżała na podłodze, cała zakrwawiona. Na jego prośbę, Byrion pomógł mu ją włożyć.
    — Będę musiał znaleźć jakieś inne ciuchy — stwierdził Vaan, patrząc po sobie. — Nie mogę uciekać w pidżamie, szczególnie takiej zakrwawionej.
    Byrion zmarszczył brwi.
    — Uciekać? Jak to?
    — Nie mogę tu zostać. Ktoś próbował mnie zabić, może spróbować jeszcze raz. Nie chcę narażać Kaarta ani nikogo innego. Muszę opuścić miasto.
    — Ale... Co z twoją rodziną? Co z Aną? Musimy dowiedzieć się, co się z nimi stało!
    Vaan westchnął.
    — Wiem. Wiem. Jest dużo do zrobienia. — Spuścił głowę. — Nie wiem, czy dam radę.
    Byrion poklepał go pokrzepiająco po ramieniu.
    — Pomogę ci, nie martw się tak! Damy radę! Znajdziemy twoją rodzinę, zabierzemy cię z tego miasta i wszystko będzie dobrze, zobaczysz!
    — Dzięki — mruknął Vaan.
    Nawet uśmiechnął się lekko, ale ten uśmiech szybko zbladł, kiedy w domu rozległ się dźwięk dzwonka do drzwi. 
*
Wreszcie nowy rozdział, a w nim więcej niekończących się problemów Vaana. 
No i nowa postać. Co myślicie o Byrionie?

2 komentarze:

  1. Dobra, oba rozdziały skomentuję już tutaj. Podobały mi się opisy, fajnie, że nie zapomniałaś, ze Vaan jest postrzelony ledwo żyje. :D W pewnym momencie już myślałam, że nikogo nie będzie i Kaart też nie pomoże. :P A jak pojawił się Byrion, to naszła mnie myśl, że może Vaan ma przerąbane, bo to będzie ten gość, co do niego strzelał. :D
    Jestem ciekawa ciągu dalszego, więc czekam na nowe rozdziały. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fakt, Vaan ma przerąbane, ale nie aż tak. W tym rozdziale akurat miał trochę szczęścia, zarówno z Byrionem jak i z Kaartem, ale jak długo ono potrwa, to się jeszcze okaże ;)
      Na następny rozdział chyba trochę trzeba będzie poczekać, bo prawdopodobnie ukaże się dopiero w grudniu ;( (zbliża się NaNoWriMo, więc w listopadzie będę skupiała się na innym opowiadaniu)

      Dziękuję za komentarz ;*
      Pozdrawiam ^^

      Usuń

© Design by Agata for WS. Scroller, pattern.