Etykiety

Archiwum

Statystka

tekst

Opowiadanie z gatunku science fantasy z domieszką urban fantasy.
W opowiadaniu mogą pojawiać się przemoc, tematy kontrowersyjne i wątki LGBT.

Rozdziały: 9/?
Stan: w trakcie

czwartek, 3 sierpnia 2017
By

Rozdział pierwszy

    Vaan skupiał się na tym, żeby nie umrzeć.
    Nie było to łatwe. Kiedy czarny dym wcisnął się do jego oczu, uszu, nosa i ust, Vaan miał wrażenie, jakby całe jego ciało stanęło w ogniu, wydobywającym się z jego wnętrza. Niewidoczna siła ścisnęła mu płuca i chłopak zaczął kaszleć, nie mogąc złapać oddechu. Czuł łzy płynące mu po twarzy — gorące, niemal parzące. Próbował krzyczeć, ale nie mógł wydobyć z siebie głosu. Zamiast tego zaczął się krztusić, a jego ciało wiło się w konwulsjach. Świat wokół niego wirował, stając się coraz ciemniejszy.
    A potem nagle wszystko ustało.
    Vaan znieruchomiał, oddychając ciężko, zaskoczony tym, z jaką łatwością mu to przychodziło. Nie mógł się poruszyć, ale ból zniknął, zastąpiony cudownym uczuciem otępienia. Świat powoli odzyskiwał ostrość, a kiedy to się stało, chłopak zauważył trzy pochylające się nad nim osoby. Jedną zmartwioną, jedną zaciekawioną i jedną obojętną. Kaart, Alla i jego ojciec.
    — Żyję — wychrypiał i natychmiast tego pożałował. Gardło zapłonęło mu bólem. Wiele dałby za szklankę wody, ale wiedział, że byłoby to złym pomysłem. Jego żołądek jeszcze przez kilka godzin nie utrzyma niczego.
    Uniósł drżącą rękę i odgarnął sobie przepocone włosy z czoła. Jego oddech już się uspokoił, ale serca nadal biło jak szalone. Mimo to, Vaan spróbował usiąść. Jego ciało zaprotestowało, a on przegryzł wargę, starając się powstrzymać jęk. Poczuł smak krwi w ustach.
    Dopiero wtedy zauważył wyciągniętą do niego dłoń Kaarta. Chłopak z wdzięcznością przyjął pomoc naukowca i wstał na drżących nogach. Kaart zaprowadził go do fotela, a Alla przyłożyła mu do czoła zimną szmatkę. Vaan spróbował uśmiechnąć się do niej z wdzięcznością, ale jego twarz niezbyt chciała go słuchać.
    Vaan spuścił wzrok na własne dłonie i pogodził się z porażką.
    — Nie udało się — wymamrotał wreszcie, przerywając ciszę. Wciąż czuł się, jakby miał gardło zdarte do krwi, choć przecież w czasie eksperymentu nie krzyknął ani razu.
    — Nie — odparł Kaart, choć nie było to pytanie.
    Vaan podniósł wzrok na niego wzrok. Mężczyzna wciąż wyglądał na zmartwionego. Był naukowcem po czterdziestce, o pełnych troski ciemnych oczach i licznych zmarszczkach wokół nich. Jego niegdyś czarne włosy stały się już niemal całkiem siwe.
    — Niech to szlag. Musieliście przerywać?
    — Prawie cię straciliśmy. Z każdym rokiem utrzymanie cię przy życiu robi się coraz trudniejsze.
    To mogliście pozwolić mi umrzeć, pomyślał z goryczą chłopak. I tak nikt by za mną nie tęsknił.
    Zerknął na swojego ojca. Masor Varon odpowiedział spojrzeniem bez wyrazu. Nawet już nie był rozczarowany. Pokręcił jedynie głową, a potem odszedł, nie wypowiedziawszy ani słowa.
    Kiedyś Vaan by się przejął. Teraz poczuł się tylko jeszcze bardziej zmęczony.
    — Co ja mam teraz zrobić? — mruknął do samego siebie.
    Mimo iż nie mówił do niego, Kaart odpowiedział.
    — Nie wiem, młody. — Mężczyzna położył mu dłoń na ramieniu i poklepał pokrzepiająco. — Na razie po prostu odpocznij. Wrócisz do domu, kiedy odzyskasz siły.
   
***

    Kaart pozwolił Vaanowi opuścić jego pracownię dopiero godzinę później. Połowę tego czasu chłopak spędził nie na odpoczywaniu, lecz na przekonywaniu naukowca, że już czuje się dobrze i da radę iść o własnych siłach.
    Odrzucił też propozycję Alli, że zaprowadzi go do domu. Już i tak czuł się przy niej wystarczająco upokorzony. Nie potrzebował jeszcze tego.
    Oczywiście, ulice były puste. W mieście panowała epidemia, tak przynajmniej sądzili niektórzy. Zdaniem Vaana, niepotrzebnie panikowali. Paru chorych nic jeszcze nie znaczyło.
    Szybko okazało się, że powrót do domu wcale nie będzie taki łatwy. Już po kilku krokach chłopak poczuł zawroty głowy i musiał oprzeć się o uliczną latarnię, bo ugięły się pod nim nogi. Przymknął oczy i chwilę tak stał, czekając, aż świat przestanie wokół niego wirować, a oddech się uspokoi.
    W pewnym momencie ktoś przeszedł obok szybkim krokiem, nawet nie zwracając na niego uwagi. To zaskoczyło Vaana — przyzwyczaił się do bycia wytykanym palcami na każdym kroku. Tutaj, w Adaklu, każdy wiedział, że był Bezbarwnym. Urodzonym bez mocy, bez koloru. Przeklętym.
    Nikt nie wiedział, czemu tak się stało. Podejrzewano jakąś dotąd niespotykaną mutację, która przez wiele lat pozostała niezauważona. Już od urodzenia Vaanowi brakowało koloru — miał bladą skórę, niemal białe włosy i jasnoszare oczy — wszyscy sądzili, że w dniu swoich szesnastych urodzin go uzyska, tak jak pozostali.
    Dziś były jego dwudzieste urodziny, a on nadal nie miał mocy.
    Próbował co roku, w dzień swoich urodzin — tylko wtedy można było uzyskać kolor — i nic. Każdą próbę niemal przypłacał życiem, a przynosiły one tylko więcej bólu i rozczarowania. A koloru nadal nie było.
    Ojciec Vaana nawet nie próbował ukrywać niechęci do syna. Matka nie chciała na niego patrzeć. Rodzeństwo nim pogardzało. A Vaan nienawidził się coraz bardziej.
    Nie chodziło o sam brak mocy, choć był on uciążliwy. Nie, większy problem stanowiło to, że bez koloru prawo wciąż postrzegało Vaana jako dziecko. Niezależnie od tego, ile naprawdę miał lat, w świetle prawa Niry nigdy nie przekroczył piętnastki. I nigdy tego nie zrobi, jeśli nie uzyska mocy.
    To nie miało sensu ani nie było sprawiedliwe, ale Vaan już dawno zrozumiał, że prawo rzadko takie było. Co nie znaczy, że to akceptował.
    Wciąż jeszcze był młody, ale co, jeśli w przyszłości zechce się ożenić i mieć dzieci? Albo choćby wyprowadzić się do własnego domu? Nie mógł nawet iść na uniwersytet ani znaleźć pracy. Pozostawał całkowicie pod kontrolą rodziców, bo w Nirze dzieci nie miały żadnych praw.
    Vaan przypuszczał, że powinien być wdzięczny, że ojciec jeszcze nie wykorzystał na nim Prawa Śmierci.
    — Vaan! — Usłyszał czyjeś wołanie, kiedy właśnie miał zamiar znów ruszyć przed siebie. — Zaczekaj!
    Obrócił się, żeby zobaczyć biegnącą w jego stronę Allę. Dziewczyna, nieco zdyszana, zatrzymała się przed nim i wyciągnęła do niego dłonie, w których trzymała coś zapakowanego w czerwony papier.
    O nie, pomyślał chłopak.
    — Zapomniałam ci to dać — powiedziała dziewczyna. — Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin.
    Vaan poczuł ciepło przypływające do policzków. Alla z pewnością zauważyła jego rumieniec — w końcu był doskonale widoczny na tle bladej skóry — ale go nie skomentowała.
    — Dziękuję — wymamrotał zawstydzony, przyjmując prezent. Na początku sądził, że to książka, ale sądząc po twardości, to równie dobrze mogło być pudełko. — Nie musiałaś.
    Alla uśmiechnęła się. Była nie tylko inteligentna, ale też piękna. Drobna i szczupła, o skórze lekko muśniętej słońcem i ciemnoblond włosach. Ich barwa z pewnością byłaby jaśniejsza, gdyby nie kolor dziewczyny — czarny — który przejawiał się również w jej tęczówkach, nadając im ciemną barwę.
    Alla nie zdjęła nawet swojego laboratoryjnego fartucha — pod spodem nosiła zaś starą szarą koszulkę i obszerne spodnie. A także buty do biegania. W pracy stawiała na wygodę — była studentką robiącą praktyki u Kaarta.
    Vaan doskonale wiedział, że nie miał u niej szans. Interesowała się nim tylko z naukowego punktu widzenia, a poza tym ich związek nawet nie byłby legalny. Według prawa, dwudziestojednoletnia Alla była starsza o sześć lat. Ale ciągle mógł marzyć.
    — Daj spokój. — Machnęła lekceważąco ręką. — Oczywiście, że musiałam. Kto inny dałby ci prezent?
    — Racja — mruknął Vaan, nie mogąc powstrzymać goryczy. Alli czasem brakowało taktu. Nie spędzała za dużo czasu z ludźmi — wolała książki i zgromadzoną w nich wiedzę. — Dziękuję — powtórzył.
    — Nie wiem, czy ci się spodobają, ale jak je zobaczyłam, to od razu pomyślałam o tobie. Jest w nich coś takiego... Zresztą, zobaczysz.
    — Otworzę to w domu — odparł, marszcząc brwi. Co takiego było w tej paczce? Nic nie przychodziło mu do głowy, ale stłumił ciekawość. — Dziękuję — powiedział, zdając sobie sprawę z tego, że robi to po raz trzeci.
    Alla zaśmiała się.
    — Już to mówiłeś. Chodź, odprowadzę cię. Blado wyglądasz.
    — Zawsze blado wyglądam — odpowiedział, czując, że jeszcze bardziej się czerwieni. — Nie powinnaś wracać do pracy?
    Dziewczyna potrząsnęła głową.
    — Kaart też się o ciebie martwił. Pewnie sam kazałby mi iść za tobą, gdybym nie przypomniała sobie o tym prezencie.
    Vaan poczuł przyjemne ciepło. Zawsze widział Kaarta jako kogoś w rodzaju ojca, choć przecież go miał. Mimo to, naukowiec zawsze okazywał mu więcej zainteresowania niż Masor Varon. Nawet, jeśli jego ciekawość pozostawała czysto naukowa.
    — No to chodźmy — powiedział, przypuszczając, że nie ma sposobu na pozbycie się Alli. Poza tym, przecież wcale nie chciał, żeby sobie poszła. Po prostu czuł się upokorzony, że widziała go w takim stanie.
    Idąc, milczeli. Vaan nigdy nie należał do gadatliwych, a teraz nawet nie miał siły na rozmowę. Alla chyba to wyczuwała, bo też się nie odzywała. Jedynie rozglądała się zaciekawiona, szczególnie kiedy dotarli do dzielnicy, w której mieszkał Vaan.
    — Ładnie tu — powiedziała wreszcie.
    Vaan wzruszył ramionami. Przypuszczał, że na kimś, kto nigdy nie był w Drugim Kolorecie, duże, różnokolorowe wille, otoczone rozległymi zielonymi trawnikami, faktycznie mogły wywierać wrażenie. W końcu w Adaklu królowały odcienie szarości. Drugi Koloret wyróżniał się na ich tle swoimi kolorami.
    — Można się przyzwyczaić — odparł chłopak. — To tutaj.
    Dom Varonów miał białą barwę, bo był to kolor dominujący w jego rodzinie. Posiadali go matka Varona i jego rodzeństwo. Jedynie ojciec był czarnym, co manifestowało się głównie poprzez jego włosy.
    — Ładnie — skomentowała Alla.
    — Już to mówiłaś. — Nie mógł powstrzymać uśmiechu. Cieszyło go, że dziewczynie spodobał się jego dom, choć wielkością ani barwą nie dorównywał pozostałym. Dla niego wydawał się skromny. — Wejdziesz? — zapytał i zaraz tego pożałował. Co, jeśli się zgodzi? Lin nie pozwoli mu wpuścić jej do środka. I będzie się śmiał. Nie da mu żyć, jeśli zobaczy go z dziewczyną...
    Alla potrząsnęła głową, na co odetchnął z ulgą.
    — Nie, powinnam już wracać. Do zobaczenia. — Uśmiechnęła się na pożegnanie.
    — Do zobaczenia. — Nie wiedział, kiedy się zobaczą, ale miał nadzieję, że niedługo.
    Vaan złapał się na tym, że patrzy, jak odchodzi. Otrząsnął się i poszedł do domu.
    Tam czekała na niego niespodzianka. W salonie zastał matkę i Anaixę, swoją młodszą siostrę. Obie siedziały pogrążone w ciszy, ale kiedy wszedł do środka, spojrzały na niego. Nawet matka, a przecie nie robiła tego od dwóch lat, udając, że nie istnieje.
    Czy Ana nie powinna być w szkole?, pomyślał Vaan. A matka w pracy? Co się dzieje? I gdzie są ojciec i Lin? Skoro najwyraźniej stało się coś poważnego, to czy ich również nie powinno tu być?
    — Co się stało? — zapytał, czując się niepewnie pod spojrzeniem matki.
    Ze zgrozą zauważył, że miała zaczerwienione oczy. Anaixa też wyglądała, jakby płakała. Wciąż pociągała nosem, starając się robić to dyskretnie. Wpatrywała się w podłogę, nie podnosząc wzroku.
    — Lin nie żyje — powiedziała w końcu matka, przerywając ciszę. 

***

Nowe opowiadanie. Chodziło mi po głowie od dawna, Vaan i Ana nie dawali mi spokoju, więc wreszcie to opublikowałam. Pierwszy rozdział napisany miałam jakoś tak od marca?, ale dopiero dzisiaj go poprawiłam (a właściwie napisałam jeszcze raz) i pokazałam światu. Jak wrażenia?

Rozdziały nie będą pojawiać się często, bo mam ważniejsze sprawy na głowie. Tutaj

Jest 2:30. Powinnam iść spać.

6 komentarzy:

  1. Historia wydaje się interesująca, te wszystkie kolory i tak dalej. W dodatku zawsze podobały mi się postacie przeklęte, wyklęte, wykluczone ze społeczeństwa albo niezdolne do życia w nim. Śledzenie ich zmagań z rzeczywistością, wszelkimi przeszkodami to przyjemność. Zresztą, każde opowiadanie i dzieło literackie, gdzie bohaterowie nie mają problemów i wszystko idzie gładko to historie niezbyt przejmujące. W każdym razie czekam na następne rozdziały i życzę dużo weny ;) W wolnej chwili zapraszam do siebie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo za komentarz, cieszę się, że ci się podobało :D
      A Twoje opowiadanie czytam, tylko że na Wattpadzie :D „Czytam” to może za dużo powiedziane, bo przeczytałam dopiero prolog, ale za resztę na pewno też się wezmę :D

      Pozdrawiam ;)

      Usuń
  2. Chyba zakotwiczę tutaj, jak i na Wielkim Pustkowiu ^^
    Lecę czytać dalej ;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W takim razie mam nadzieję, że dalej też będzie się podobać ^^

      Dziękuję za komentarz ;*

      Usuń
  3. Dawno nie czytałam fantastyki, kiedyś bardziej mnie rajcowała, teraz jakoś mniej. Ale zaciekawił mnie opis, więc pomyślałam, że zajrzę, szczególnie, że w blogosfrze coraz mniej ciekawych opowiadań. Albo takich, które są dobrze napisane. ;)
    Rozdział mnie zaciekawił i chętnie przecytam dwójeczkę. Podoba mi sie pomysł z kolorami, że ludzie się a nie dzielą, to trochę jak z ludzkimi rasami, też ich w sumie według koloru dzielimy; biali, czarni, żółci. :D
    Ciekawi mnie, czemu Vaan urodził się Bezbarwnym, stał si przez to takim wyrzutkiem społeczeństwa. Lecę czytać dwójeczkę, bo widzę, że rozdziały nie są jakoś bardzo długie, co mnie akurat cieszy. :D
    Pozdrawiam ciepło!

    Zasłona milczenia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że opis Cię zaciekawił, ja też muszę przyznać, że ciężko tak naprawdę znaleźć coś oryginalnego i dobrze napisanego jednocześnie :D Wydaje mi się, że mój pomysł akurat oryginalny jest, ale nie wiem, czy tak dobrze napisany ;)
      Heh, podział na kolory może faktycznie przypominać trochę nasz podział na rasy, ale to zupełnie coś innego ;D
      Rozdziały 'Bezbarwnego' są, jak na mnie, bardzo krótkie :D Aż mnie to czasem przeraża :D

      Dziękuję za komentarz ;*
      Pozdrawiam ^^

      Usuń

© Design by Agata for WS. Scroller, pattern.