Etykiety

Archiwum

Statystka

tekst

Opowiadanie z gatunku science fantasy z domieszką urban fantasy.
W opowiadaniu mogą pojawiać się przemoc, tematy kontrowersyjne i wątki LGBT.

Rozdziały: 9/?
Stan: w trakcie

czwartek, 24 sierpnia 2017
By

Rozdział trzeci

    Ojciec zabronił im wychodzić z domu, ale nawet nie musiał tego robić. Vaan nie był głupi — skoro ustanowiono zakaz, a poza tym, panowała śmiertelnie niebezpieczna epidemia — prawdziwym idiotyzmem byłoby opuszczenie bezpiecznego schronienia.
    Cóż, w miarę bezpiecznego. W końcu Lin umarł.
    Vaan wrócił do swojego pokoju, nie chcąc siedzieć z rodziną w salonie, czekając na inspektorów. Na pewno przyjdą. Ponoć zawsze, kiedy wprowadzono zakaz wychodzenia, odwiedzali wszystkie budynki w mieście, przepytując ludzi. Vaan niewiele pamiętał z ich ostatniej wizyty, dlatego nie wiedział, czego powinien oczekiwać.
    Vaan żałował, że nie miał numeru do Alli, że nie mógł zadzwonić i zapytać, czy wszystko w porządku. Czy w ogóle jeszcze żyła? Wczoraj sprawiała wrażenie zupełnie zdrowej, ale Lin też na takiego wyglądał, dopóki nie zabrała go choroba.
    Na szczęście, Vaan mógł zadzwonić do Kaarta i zrobił to, pomimo wczesnej godziny. Naukowiec odebrał niemal od razu, więc musiał być już na nogach.
    — Tak? Coś się dzieje, Vaan?
    — Prawie pół miasta nam zmarło, jakbyś nie zauważył.
    Kaart westchnął ciężko.
    — Uwierz mi, zauważyłem. Wezwali nas wszystkich, żebyśmy lepiej zbadali tę chorobę. Nie wiem, po co tu jestem — pożalił się. — Zajmuję się kolorami, nie medycyną. Chyba po prostu potrzebują wszystkich. Ta choroba nie wydaje się naturalna. — Znów westchnął. — Po co dzwonisz, Vaan? Jestem trochę zajęty.
    — Chciałem tylko dowiedzieć się, czy wszystko w porządku, w końcu tylu ludzi zginęło...
    — To słodkie z twojej strony, młody. Nie musisz się o mnie martwić, umiem o siebie zadbać. Coś jeszcze?
    Vaan zawahał się.
    — Wiesz coś o Alli? — zapytał w końcu.
    — Nie. Ale mogę dać ci do niej numer, żebyś się czegoś dowiedział. Mam nadzieję, że wszystko u niej w porządku.
    — Ja też. Byłbym wdzięczny, jakbyś dał mi jej numer. Napiszę ci, co u niej.
    — Dobra, młody. Muszę kończyć. Zaraz prześlę ci ten numer. Do zobaczenia. — Rozłączył się.
    Vaan odetchnął z ulgą. Kaart żył i najwyraźniej miał się dobrze. Pewnie razem z innymi naukowcami pracował teraz nad lekarstwem na chorobę. Co miał na myśli, mówiąc, że nie wydaje się naturalna?
    Niewiele wiedział o chorobach, nie znał się na medycynie. Nigdy go to nie interesowało. Ale teraz Vaan zastanowił się. W końcu jego brat od tego umarł. Odrobina ciekawości nie zaszkodzi.
    Nie widział ciała Lina i go to cieszyło, ale w telewizji pokazywali ofiary tej nienazwanej jeszcze choroby. Wszystkie zostały pozbawione koloru, jakby coś wysysało go z nich. A razem z kolorem uciekało życie. To nie przypominało żadnej istniejącej choroby, o ile Vaan dobrze kojarzył fakty.
    Jego telefon zawibrował i wydzielił odrobinę niebieskiego dymu. Przyszła wiadomość. Kaart przesłał mu numer do Alli.
    Vaan spędził następne kilkanaście minut, starając się ułożyć odpowiednią wiadomość. Jak powinien do niej pisać? Jak ująć w słowa to, co chciał jej przekazać, żeby nie wyszło niezręcznie? Czy nie weźmie go za dziwaka albo prześladowcę, jeśli do niej napisze? A może nie chciała, żeby miał jej numer? Co, jeśli się zezłości?
    W końcu zdecydował się na coś prostego, choć według niego ciągle brzmiało niezręcznie:
    Cześć, napisał, tu Vaan V. Kaart przekazał mi twój numer ;) Chciałem podziękować ci za prezent, bardzo mi się podoba. Mam jednak nadzieję, że nie będę musiał używać go zbyt często. Słyszałaś, co stało się w mieście? Mam nadzieję, że u ciebie wszystko w porządku.
    Wysłał wiadomość, zanim zdążył się powstrzymać. Z telefonu znów uleciał niebieski dym. Będę musiał go oszczędzać, pomyślał Vaan. Kiedy w mieście panowała kwarantanna, nie mógł iść go naładować, a w jego rodzinie nie było nikogo niebieskiego.
    Odpowiedź od Alli przyszła po kilku minutach.
    Cześć Vaan. Ciesze sie ze spodobal ci sie moj prezent. To straszne co sie wczoraj stalo. U mnie na szczescie wszystko w porzadku a u ciebie?
    Vaan odetchnął z ulgą. Alla żyła. Wreszcie jakaś dobra wiadomość. Przyłapał się na tym, że głupkowato uśmiecha się do telefonu, więc szybko napisał odpowiedź.
    U mnie też wszystko w porządku. Mój brat nie żyje, ale poza tym wszyscy są zdrowi.
    Na odpowiedź musiał chwilę poczekać.
   Vaan tak bardzo mi przykro z powodu twojego brata. Przekaz swojej rodzinie wyrazy mojego wspolczucia.
    Nie wiedział, co na to odpisać. Wszystko, co przychodziło mu do głowy, brzmiało sztucznie. Śmierć Lina niezbyt go obchodziła, ale nie mógł przecież napisać tego Alli. Za kogo by go wzięła, gdyby to zrobił?
    Zamiast tego, zdecydował się na zmianę tematu.
    Co myślisz o tej chorobie? Kaart twierdzi, że nie jest naturalna.
    Skrzywił się na tę jakże subtelną zmianę tematu, ale i tak wysłał wiadomość.
    Mi tez sie tak wydaje, odpisała Alla. Z ciekawosci sprawdzilam zachorowania i wyszlo mi cos ciekawego.
    Co?, musiał zapytać, bo nic więcej nie napisała.
    Zauwazyles ze kilka pierszych zaachorowan wystapilo wsrod zoltych i zielonych? Potem zaczeli chorowac czerwoni. A teraz nagle w ciagu jednego dnia dopadlo cala reszte.
    Vaan nie zwrócił wcześniej na to uwagi. Niezbyt obchodziła go ta cała choroba, dopóki nie wybiła jednej trzeciej miasta. Ale jeśli Alla miała rację... Coś tu było zdecydowanie nie tak.
    Nie zdążył odpisać, bo usłyszał wołający go głos ojca:
    — Vaan! Anaixa! Chodźcie tu!
    Westchnął, odłożył telefon i zszedł na dół.
    Okazało się, że mieli gościa. Była nim wysoka kobieta o czarnych włosach związanych w dwa warkocze i bardzo bladej skórze. Mogła być zarówno białą jak i czarną. Vaan podejrzewał tę pierwszą opcję, biorąc pod uwagę sytuację panującą w mieście.
    W końcu to właśnie biali mieli zdolność uzdrawiania.
    — Nazywam się Cissius Kiz — przedstawiła się kobieta, kiedy cała rodzina zeszła się już do salonu. — Przyszłam was przebadać.
    Standardowa procedura. Zawsze, kiedy w mieście panowała kwarantanna, rząd wysyłał do wszystkich domów swoich ludzi, by sprawdzili sytuację. W tym przypadku oznaczało to pobranie próbek krwi od każdego domownika i sprawdzeniu, czy żaden z nich nie choruje.
    Vaan bez narzekań poddał się temu procesowi. Dobrze domyślił się, że kobieta była białą. Nie potrzebowała żadnych przyrządów medycznych — po prostu położyła dłoń na skórze chłopaka. Poczuł on nieprzyjemne ukłucie, a spod palców Cissius zaczął wydobywać się biały dym. Po chwili było już po wszystkim i kobieta przeszła do Anaixy.
    Pobieranie krwi i badanie trwało nie więcej niż pięć minut. Kiedy Cissius skończyła, pokiwała z zadowoleniem głową.
    — Wygląda na to, że wszyscy jesteście zdrowi — powiedziała. — W związku z tym, mam tu jeszcze jedną rzecz do zrobienia. Muszę zabrać ciało Linrina Varona.
    Po tych słowach zapadła cisza. W końcu jednak Masor kiwnął sztywno głową.
    — W porządku. Proszę za mną.
    Kobieta poszła za nim na górę. Vaan odprowadził ich wzrokiem. Nie miał pojęcia, że ciało Lina wciąż znajdowało się w domu. Czy wciąż było w jego pokoju? Na tę myśl Vaan wzdrygnął się lekko. Spałem obok pokoju z trupem?
    Po kilku minutach Cissius zeszła, niosąc przed sobą ciało Lina. Cóż, „niosąc” nie było odpowiednim określeniem. Ciało unosiło się w powietrzu przed kobietą, otoczone jasnym dymem. Oczywiście, że kobieta nie przepuściła okazji, żeby popisać się swoimi zdolnościami. Wszyscy rządowi pracownicy to robili. Między innymi dlatego Vaan ich tak nie lubił.
    Vaan wiedział, że w niektórych kulturach ciała zmarłych zakrywano, ale w Nirze tego nie robiono. Było to oznaką braku szacunku. Tylko przestępców spotykało takie traktowanie po śmierci.
    Pierwszy raz widział ciało Lina. Pierwszy raz w ogóle widział trupa. Sądził, że bardziej nim to wstrząśnie, ale tak się nie stało. Po prostu stał i przyglądał się, nic nie czując. Czy było z nim coś nie tak? Przecież chyba powinien coś poczuć, prawda?
    Kiedy ciało Lina przepłynęło w powietrzu obok niego, Vaan przyjrzał się mu. Choć nigdy nie byli do siebie szczególnie podobni, teraz mogliby ujść niemal za bliźniaków. Jedynym, co ich różniło, były lekko kręcone włosy Lina, jego orli nos i dobrze zbudowane ciało. Poza tym, wyglądali identycznie.
    Lin został całkowicie pozbawiony koloru. Jego skóra i włosy stały się śnieżnobiałe, oczy zaś prawdopodobnie jasnoszare. Był bezbarwny. Przypominał chorych z telewizji. Przypominał Vaana.
    Chłopaka przeszedł nagły dreszcz. Musiał odwrócić wzrok, żeby odpędzić niespodziewane mdłości, które go naszły. Wiedział, że ojciec prawdopodobnie zbeszta go za brak szacunku do zmarłego brata, ale teraz nie mógł zmusić się, by na niego spojrzeć.
    Wygląda jak ja, pomyślał. Jest bezbarwny. Oni wszyscy są. Co to znaczy? Nie wiedział, ale obawiał się, że nic dobrego.
    Vaan zerknął na Anaixę. Dziewczyna wpatrywała się w ciało brata szeroko otwartymi, pustymi oczami. Na jej twarzy nie malowały się żadne emocje. Jeśli poczuła, że Vaan się jej przygląda, nie zareagowała w żaden sposób. Gdyby nie jej unosząca się przy każdym oddechu klata piersiowa, ktoś mógłby wziąć ją za posąg.
    Oboje otrząsnęli się, kiedy Cissius pożegnała się uprzejmie acz chłodno i wyszła. Anaixa wzdrygnęła się, zerknęła na Vaana, sprawiając, że chłopak niemal podskoczył i oboje odwrócili wzrok.
    — Wygląda na to, że wszyscy jesteśmy zdrowi — powiedział Masor, przerywając niezręczną ciszę. — W porządku. Możecie iść do swoich pokoi — zwrócił się do Vaana i Anaixy.
    Odprawiał ich, jakby byli służbą. Vaan przyzwyczaił się już do takiego traktowania, ale dla jego siostry musiało być czymś nowym. Dziewczyna zazgrzytała zębami, ale posłusznie skierowała się w stronę schodów.
    Vaan dogonił ją.
    — Ana... — zaczął.
    — Daj mi spokój — warknęła i niemal pobiegła do swojego pokoju, trzaskając za sobą drzwiami.
    Vaan westchnął i poczłapał do siebie, dziwnie przybity. Miał wrażenie, że on i Ana powinni teraz trzymać się razem. Niestety, ze względu na ich wczorajszą rozmowę, dziewczyna najwyraźniej nie chciała mieć z nim do czynienia.
     Vaan sprawdził telefon. Żadnych wiadomości od Alli. Zawahał się, ale w końcu zdecydował się nic nie pisać. Musiał oszczędzać niebieski dym, wiedząc, że przez kilka kolejnych dni zapewne nie będzie miał okazji, żeby zyskać nowy.

    Kilka godzin później, w środku nocy, obudził go dziwny dźwięk. Vaan przetarł oczy i usiadł, marszcząc brwi. Kiedy jego oczy przyzwyczaiły się do ciemności, zauważył kogoś stojącego przy otwartym oknie.
    — Co...? — zaczął, ale nie było mu dane dokończyć.
    Usłyszał dźwięk wystrzału i chwilę później tajemniczego gościa już nie było.
    Minęło kilka sekund, zanim Vaan zdał sobie sprawę z bólu w klatce piersiowej. Instynktownie dotknął bolącego miejsca dłonią i poczuł pod nią coś mokrego.
    Wtedy Vaan zrozumiał, że został postrzelony.

-------------------------------
Błędy w wiadomościach pomiędzy Vaanem i Allą są celowe, jeśli ktoś się nie domyślił ;)

Co więcej mogę powiedzieć... Akcja rozkręca się na dobre :D

2 komentarze:

  1. Mój spacer skończyłsię szybciej, niż się w ogóle zaczął więc stwierdziłam, że wrócę i poczytam. :D
    W opisie wyjaśniłaś nam, że epidemia zabija ludzi z kolorem, zamieniając ich w bezbarwnych, więc chwilowo nic mnie nie zaskakuje, bo napisałaś też, że ktoś Vaana chce zabić. :D Jedna ciekawi mnie kto i dlaczego. ;) Poprawiłabym tylko na twim miejscu końcówkę:
    "Minęło kilka sekund, zanim Vaan zdał sobie sprawę z bólu w klatce piersiowej. Instynktownie dotknął bolącego miejsca dłonią i poczuł pod nią coś mokrego.
    Wtedy Vaan zdał sobie sprawę z tego, że został postrzelony." - powtórzyłaś tutaj zwrot "zdał sobie sprawę". Za drugim razem mogłaś napisać, uświadomił sobie, dotarło do niego, czy coś ten deseń.
    A tak to nie mam się do czego przyczepić. No i wiemy, że biali mają moc uzdrawiania.
    Lecę dalej!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha, ten rozdział faktycznie nie jest zbyt zaskakujący, bo, jak napisałaś, wszystko jest w opisie ;) A kto próbuje Vaana zabić i dlaczego, to się jeszcze wyjaśni... ;)
      Dzięki za wytknięcie, nie zauważyłam tego powtórzenia, lecę to poprawić!

      Dziękuję za komentarz ;*
      Pozdrawiam ^^

      Usuń

© Design by Agata for WS. Scroller, pattern.